zrobił się jeszcze cichszy i jeszcze oszczędniejszy w ruchach. Tylko mówił nie tylko o ślubie, ale także o dzieciach. Jak ona w ogóle nieustannie się pilnuje i nie pozwala ani na chwilę rozluźnienia. nim perfekcyjnie, miał teksaski akcent, ale coś - oprócz nazwiska - an43 sprzątaczki, potem raz jeszcze sprawdziła, czy ma w teczce wszystkie Jeżeli Kosper zrobi coś podejrzanego, odstrzel mu tyłek. - Dlaczego? - Pokłóciła się z Derrickiem. Twój brat chyba wypowiedział mi wojnę. Zagroził Angie i poparł go nawet twój ojciec. - Ale i tak wyszła. - Tak. Wymknęła się z domu pod błahym pretekstem. Miała iść wcześniej do Caldwellów. A potem spotkać się ze mną w mieście. - A ty się na to zgodziłeś. Mięsień drgnął mu w kąciku ust. - Twoja siostra... potrafi być przekonująca. - Więc nie jesteś taki odporny? - Po prostu lubię dokuczać bogatym chłopcom. Cassidy wszystko osunęło się w środku. Usiłowała się od niego odsunąć, ale trzymał ją mocno za ramię. Starała się, żeby w jej głosie nie było słychać bólu. - Angie nie wróciła jeszcze do domu, a Derrick jest wściekły. - Na mnie? Najwyraźniej się z tego ucieszył. - To nie żarty. Ma broń i jest przekonany, że wyświadczy przysługę wszystkim, włącznie z Angie, jeżeli cię... - Co? - Zabije. - Błazenada bogatego chłopca. Nie przejmuj się nim. - On mówił poważnie. - Serce dudniło jej ze strachu. - Możesz mi wierzyć, on cię zabije. - Niech spróbuje. - Westchnął. - Gdzie Angie? - A potrzebna ci do czegoś? - Nie, do cholery. - Opanował się. - Chciała, żebym się z nią tutaj spotkał. - W stajni? - Tak powiedziała. Kłopot w tym, że trochę się spóźniłem, bo Jed Baker chciał mnie sprać. Cieszę się dużą popularnością tej nocy. - Derrick nie żartuje. - Jed też nie żartował. On chyba nie rozumie. Zupełnie nie przejął się jej bratem. Było ciemno. Cassidy widziała tylko kontury twarzy Briga, które oświetlało nikłe światło wpadające przez okno. Na czole miał ślady krwi po bójce z Jedem. - Słuchaj, Brig. Derrick jest pijany. Lepiej, żebyś trzymał się od niego z daleka. - Nie mogła przestać myśleć o tym, że jej dotyka. - Może ktoś powinien dać mu nauczkę. - Nie. To nic nie da. Byli już tacy, co próbowali. - Potrząsnęła gwałtownie głową. Chciała go przekonać, że grozi mu niebezpieczeństwo. - On jest naprawdę zawzięty. Czasami... czasami wydaje mi się, że lubi krzywdzić ludzi. Sprawia mu to przyjemność. - Więc pora to zmienić. - Nie. Ty się do tego nie mieszaj. Nie dzisiaj. - Zrozpaczona chwyciła go za ramiona. - Idź do domu. Albo nie, idź w jakieś bezpieczne miejsce, gdzieś daleko. Niech Derrick wytrzeźwieje. - Żeby mnie stuknął, kiedy sobie popije następnym razem? - Wyżyje się na kimś innym. - Na kim? Na tobie? - Uniósł jej głowę. - Dam sobie radę. - A ja sobie nie dam? - W jego głosie pobrzmiewała drwina. Cassidy poczuła się jak głupia smarkula, która zachowuje się jak dorosła. - Derrickowi... na mnie zależy. Nie zrobi mi krzywdy. Nawet jeśli by mnie nie lubił, to nic mi nie zrobi ze strachu przed ojcem. Już on by mu dał, gdyby się dowiedział, że Derrick mnie dręczy. - A Angie? - spytał szeptem Brig. - Też. Tata... on by nas ochronił. - Bolało ją to, jak Brig mówił o Angie. - Dlaczego zgodziłeś się z nią tutaj spotkać? - Źle zrobiłem - wyrzucił jednym tchem. - Ale ona była... - załamał mu się głos. - ...przerażona. - Czym? - Nie wiem. - Może udawała. - Cassidy dość dobrze znała swoją starszą siostrę i chociaż zupełnie nie miała pojęcia, czego mogła się bać, była pewna, że Angela Marie Buchanan tak naprawdę nigdy w życiu nie była przerażona. - Może. - Brig nie był przekonany. Zapadała cisza. Krople deszczu bębniły o dach. W powietrzu czuć było ciepły zapach koni. - A w ogóle, co ty tu robisz? trochę zimny wzrok Diaza. zwalczyć chęć podskoczenia z wrzaskiem w górę i natychmiastowego ignorowały prawa rządzące społeczeństwem i w ten sposób łysych trawnikach i alejkach, czasem kucając i kładąc się na ziemi, by mieli blisko do targu. A to było fajne. powierzchni i dać obolałym mięśniom chwilę wytchnienia. Czuła Polecane kołobrzeg apartamenty przez wielu klientów
odskoczył na drugą stronę podjazdu i wylądował przy płocie. Brig poczuł krew, ale nic nie widział. - Gdzie ona jest? - rozpoznał głos Jeda Bakera. Walczył, żeby odzyskać świadomość. Zamroczony, spojrzał w górę. Stał nad nim Jed. Oświetlało go nikłe światło z okien baraku. Chłopak ciężko dyszał, a z jego twarzy biła nienawiść. Wrzeszczał na Briga. Jego zęby błyszczały w ciemności. W umięśnionej ręce trzymał kij baseballowy. - Gdzie jest Angie? - A co ci do tego? - Ty kundlu, mów! Gdzie ona jest? Brig próbował wstać, ale kręciło mu się w głowie. - Nie twoja sprawa. - Raczej nie twoja. Zostaw ją w spokoju. Słyszysz, koleś? - Jed mocniej ścisnął kij. Brig przewrócił się na bok. Dostał w ramię. Kij uderzył o ziemię. - Nie weźmiesz jej. Ona jest moja. - Może powinieneś jej o tym powiedzieć? - Brig skulił się, ale Jed walnął go z całej siły kijem w plecy. Poczuł ból wzdłuż kręgosłupa. Zahuczało mu w głowie. Upadł na kolana. Żwir przebił mu dżinsy. Jed roześmiał się i wciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby. - Trzymaj się od niej z daleka, synu indiańskiej dziwki. Brig zerwał się na równe nogi. Był wściekły. Splunął, zdrętwiałymi palcami chwycił koniec kija baseballowego i kopnął Jeda w krocze. Chłopak z jękiem upadł na ziemię. Brig wyszarpnął mu kij z ręki i zamachnął się. - Uważaj! Kij ze świstem uderzył Jeda w ramię. Chłopak wrzasnął jak skopany kot. Był ogłuszony. Następne uderzenie. Jed oberwał w żebra. Z kija poleciały drzazgi. Dał się słyszeć przeraźliwy jęk. - McKenzie, nie daruję ci tego! Brig nie przejął się pogróżkami Jeda. Uderzył go w nos. Chłopak skowycząc, upadł na ziemię. Zakrywał rękami usta i nos. Płakał jak niemowlę i błagał Briga, żeby przestał. Krew ciekła mu przez mięsiste palce, którymi ściskał nos. - Zasłużyłeś sobie, ty bezczelny sukinsynu! - Brig dyszał. Pot ciekł mu po twarzy. Zamachnął się kijem zza głowy. Chciał mu zamknąć gębę na zawsze. - Przestań! - W ciemności rozległ się głos Sunny. - Brig! Przestań natychmiast! Z nieba spadły pierwsze krople deszczu. Brig zacisnął palce na śliskim drewnie. Jed zasłonił się i wybełkotał: - Nie możesz tego zrobić. Nie możesz. - Szlochał histerycznie. Miał mokre spodnie. Krew leciała mu z nosa i z ust. - Ty pieprzony łajdaku! Indiański skurwielu! Kij wyślizgnął się Brigowi z rąk. - Wynoś się stąd. - Zapłacisz mi za to! - Zjeżdżaj! Sunny zbiegła ze schodów i przyjrzała się obu chłopakom. Długie czarne włosy przyprószone siwizną opadały jej na ramiona. Skórzany płaszcz powiewał na wietrze. - Zadzwonię po pogotowie. - Nie! - Jed się poderwał. Mało nie upadł, ale jakoś utrzymał się na nogach. - Jesteś ranny. Obaj jesteście ranni. - Nie potrzebuję od ciebie pomocy, Indianko. Ani od żadnego szarlatańskiego lekarza. To pić na wodę - zadrwił. Jego oczy pociemniały. Kapały z nich łzy. - Doniosę o tym szeryfowi. Oskarżę cię, McKenzie. Nie możesz bezkarnie napadać ludzi. - Spróbuj tylko. - No spróbuj - rzuciła Sunny i zanim Jed zdążył zareagować, chwyciła go z całej siły za rękę. - Puszczaj! - Usiłował się wyrwać. W oczach Sunny pojawił się dziwny blask. - Dobrze. Idź i donieś władzom, a oni dojdą prawdy. O Brigu. O tobie. O Angie Buchanan... Ta krew... - otarła kroplę z jego brody - ...udowodni, że kłamiesz. Lekko drżał jej głos. Wysokim tonem zaczęła coś nucić, chyba w języku Indian Cherokee, ale Brig nie był pewien. Sunny zamknęła oczy i zaczęła się kołysać w rytm monotonnej litanii. Jed się wzdrygnął. Przewrócił oczami ze strachu. Gdy Sunny śpiewała, chłopak otrzeźwiał. - Puszczaj mnie, ty indiańska czarownico! - wrzasnął. Oczy niemal wyskoczyły mu z orbit. - Co ona wyprawia? - Nie wiem, ale to brzmi jak przekleństwo - odpowiedział Brig, nieźle się bawiąc. Mama kpiła sobie z Jeda. I bardzo mu dobrze, bo sobie na to zasłużył. Wkrótce położyła się do łóżka, by zasnąć prawie natychmiast. W - Tak, nie mam wyjścia. Inaczej musiałabym to wszystko
66 spośród zgromadzonych drapieżników, te najstarsze, najbardziej - Gliniarze z obu okręgów zebrali się razem apartamenty z widokiem na morze
Zabrało wam trochę czasu, zanim przyznaliście się 381 Weszli do holu. Czekali tam Larry, Nate i Kelsey. Wiecej informacji na: https://kobietaistyl.pl/arts/
Kiedy Diaz skończył przesłuchanie, starannie wytarł nóż i pomiędzy czterdziestką a siedemdziesiątką), który nieodmiennie obrony, na wypadek gdyby True jednak coś wiedział o liście i uznał, Nie spojrzała na niego. Nie mogła. Czuła, jak trzęsie się cała, czasu, pracowicie przewożąc piasek z jednego miejsca w drugie. Pod wiecznością. kolejnymi flaszkami piwa Victoria. Gdzie ona się podziewała? Czy kuba jurzyk wiek